14 lat temu na świat przyszedł nasz syn Michał. Urodził się zdrowy. Jak większość dzieci w okresie dziecięcym chorował, ale nie było to nic bardzo poważnego. Okazał się bardzo zdolnym uczniem, pracowitym i sumiennym. Po około 5 latach jego życia zapragnęliśmy z mężem drugiego dziecka. Zaszłam w ciążę, niestety już w 6 tygodniu poroniłam, lekarze nie potrafili powiedzieć dlaczego – czasem tak się zdarza. Spróbowaliśmy jeszcze raz, niestety również się nie udało. Za trzecim razem także straciłam ciążę. Lekarze wtedy nam powiedzieli żebyśmy dali sobie spokój, bo to ogromne obciążenie dla mojego zdrowia, a nawet życia, a przecież miałam dla kogo żyć.
Wtedy nie byłam bardzo religijna, nie modliłam się dużo, pomimo że nigdy jednak nie zaniedbywałam podstawowego obowiązku osoby wierzącej. Po trzeciej nieudanej próbie stwierdziliśmy, że nasz syn jest dla nas nagrodą i darem od Boga za to, że nie możemy mieć więcej potomstwa. Postanowiliśmy zatem, że będziemy go wychowywać najlepiej jak potrafimy i będziemy cieszyć się naszym wspólnym życiem. I tak też było. Wiedliśmy spokojne życie; czasem oczywiście były wzloty i upadki, ale ogólnie wiodło nam się dobrze, z czasem coraz lepiej i wygodniej. Nasz syn urósł, nie potrzebował nas już w takim wymiarze jak kiedyś. A mi w pewnym momencie zaczęło czegoś brakować. Miałam wrażenie, że nasze życie staje się puste, że nic mnie już w życiu nie czeka. Chciałam coś robić, coś od siebie dla innych, ale ciągle nie wiedziałam co. Chwytałam się jakichś drobnych akcji wolontariackich, ale nie zaspokajało to moich potrzeb. Od dwóch lat na mszy świętej, a szczególnie w Nowy Rok, modliłam się i prosiłam Pana Boga aby dał mi wskazówkę czego mogłabym się podjąć, albo aby zmienił coś w moim życiu, co dałoby mi poczucie, że jestem potrzebna w życiu. Szukałam, czekałam i modliłam się. Aż w końcu… 4 miesiące temu okazało się, że jestem w ciąży. Jakież było moje zaskoczenie, radość, ale chyba jeszcze większy strach. Co zrobić, aby tym razem się udało, żebym urodziła zdrowe dziecko. Jedno wiedziałam na pewno – jest to odpowiedź Pana Boga na moje modlitwy i prośby. Od tego momentu zaczęłam się naprawdę gorliwie modlić o zdrowie poczętego dziecka. Dostała od sióstr Dominikanek pasek świętego Dominika, z którym się nie rozstaję, noszę go dzień i noc i codziennie 2 razy (rano i wieczorem) odmawiam modlitwy do św. Dominika. Odmawiam też różaniec i modlę się za wstawiennictwem św. Gerarda, św. Judy Tadeusza i innych świętych o zdrowie dla mojego dziecka. Ja wiem, że może to teraz wyglądać, że „jak trwoga to do Boga”. I pewnie u każdego, kto prosi Boga o pomoc, trochę tak jest. Ale do kogóż mamy się zwrócić jak nie do naszego Pana? Ta codzienna modlitwa i zawierzenie Panu Bogu doprowadziła mnie dziś do 5 miesiąca ciąży, choć początkowo szanse były niewielkie. Czasem lepiej czasem trochę gorzej znoszę trudy i niepokoje ciąży. Ale ta modlitwa pozwala mi też na coraz większe zawierzenie mojego życia Bogu, na codzienne wyciszenie się i lepsze zrozumienie cudu Boga, jakim jest całe nasze życie. Wiem, że moi najbliżsi także modlą się za mnie i codziennie czuję tę siłę modlitwy. Dziś to dopiero 5 miesiąc kiedy noszę dziecię pod sercem, ale wierzę gorąco i modlę nadal aby wkrótce na świat przyszło nasze zdrowe dziecko, które będzie wzrastać ku czci Pana Boga i naszej radości.
Już dziś, pisząc to świadectwo, dziękuję Panu Bogu za okazane łaski i wszystkim Świętym za wstawiennictwo za mnie, prosząc o dalsze wsparcie, które nadal jest mi bardzo potrzebne. Moim świadectwem chciałabym pokazać jak ogromną moc ma wiara i modlitwa i zachęcić innych (nie tylko tych potrzebujących) do zaufania Panu Bogu i zawierzeniu się Maryi – Matce Najświętszej, która wszystko może i zawsze wstawia się za nami. Wierzę, że już wkrótce będę mogła przekazać też drugą część mojego świadectwa – po urodzeniu dziecka i wtedy jeszcze z większą mocą przekazać siłę modlitwy.