A ja, wychodząc z kościoła, już wiedziałam, dlaczego Zosia i Grzesiu „mogli” sobie pójść spokojnie do domku. Bo „to” dotyczyło Julii. Byłam w szpitalu przed jej urodzeniem dwa razy.
Od kilku dni moja mała Julia, która niestety chodzi do zupełnie innej szkoły niż Grześ (ona zerówka, on II klasa), oznajmiała mi, jak to pani katechetka na religii mówiła o przybyciu rzeźby św. Dominika Savio tuż obok w kościele (nie moja parafia).
Przyznam, że dokładnego życia tego świętego chłopca, czyli szczegółów, nie znałam. Do dziś Julia pamiętała, że przybywają relikwie tego młodego świętego, bardzo pamiętała, chciała iść i kiedy wreszcie umówiłyśmy się, że pójdziemy w niedzielę wieczorem (przybyły popołudniu), wyszliśmy - ja i dzieci - do kościoła. Po drodze "zgarnęliśmy" jeszcze starszą Zosię wracającą od koleżanki. Stoimy przy kościele, czekamy chwilę na moją koleżankę, która ma dojechać, jest wieczór, godzina ok. 20. Zosia i Grzesiu upierają się wrócić do domu (w kościele msza święta, więc musimy poczekać do 20.20, bo byliśmy rano). Zosia musi dokończyć lekcje, Grzesiowi zimno. Wracają sami, to blisko, podprowadzamy ich do domu. Wracam z samą Julią, która nie może się doczekać, aby zobaczyć rzeźbę św. Dominika. Ona bardzo chce się pomodlić przy niej (za szkłem ogromna leżąca postać). Wchodzimy mimo trwania mszy świętej. Uderzająco pięknie udekorowany kościół, dużo kwiatów i bieli, jest przepięknie. Z tyłu kościoła stojąc, widzimy przed ołtarzem ogromne szklane "pomieszczenie". Idziemy bokiem bliżej (mimo mszy świętej, przedłuża się homilia). Modlimy się i wychodzimy bocznym wyjściem z kościoła, a ja... już wtedy wiem, co się wydarzyło. Kiedy? 6 lat temu.... A dziś....
W czasie homilii dowiedziałam się o mamie św. Dominika, że on czuł, że mama go
potrzebuje (będąc daleko od niej i że jest umierająca, że jest w ciąży). Dominik płacze, że musi do niej pojechać, bo "Matka Boża chce mamę uzdrowić"). Otrzymuje pozwolenie na wyjazd. Przyjeżdża i rzeczywiście mama w wysokiej ciąży, prawie umiera, on przytula mocno mamę, rzucając się w jej ramiona. Wychodzi do drugiego pokoju... i już można się domyślić, co się wydarzyło. Mama została uzdrowiona (synek włożył jej na szyję tasiemkę z wizerunkiem Matki Bożej Wspomożenia Wiernych i z wiarą pomodlił się o zdrowie dla swojej mamy). Od tej pory nazwany jest patronem trudnej ciąży (zagrożonej) i patronem matek (rodziców) nie mogących zajść w ciążę
A ja, wychodząc z kościoła, już wiedziałam, dlaczego Zosia i Grzesiu „mogli” sobie pójść spokojnie do domku. Bo „to” dotyczyło Julii. Byłam w szpitalu przed jej urodzeniem dwa razy. Nie chciała - potem, kiedy przyszedł jej czas - się urodzić. Urodziła się po terminie, więc teraz wiem, kto wstawiał się za nami obiema. W tym trudnym czasie. Wreszcie po tylu latach ujawnił się... św. Dominik Savio. Kiedy wyszłam z kościoła, wcale nie miałam zamiaru opowiadać tego, lecz... zobaczyłam księdza. Chciałam zapytać o relikwie u oo. Dominikanów, czy tam będą, bo coś widziałam w gablocie. „U Dominikanów?” - zdziwił się ksiądz salezjanin - "nie, skądże" - odpowiedział mi. „Acha, widocznie to ogłoszenie o innej parafii, tej niedaleko” - podsumowałam.
Wtedy zaczęłam mówić o mojej Julii, że mnie tu przyciągnęła... i że, św. Dominik - teraz to poczułam - wstawiał się za nami, kiedy miałam problemy pod koniec urodzenia. Ksiądz bardzo się nie zdziwił, przyjął to tak normalnie, że widać to było na jego twarzy. I ksiądz, i ja, byliśmy pewni, że Młody, Wspaniały Święty ten Patron - to właśnie dzisiaj mi powiedział - czym? - całą tą sytuacją!
Ksiądz salezjanin niejako zobowiązał mnie do napisania świadectwo gdzieś na stronie św. Dominika... Jednak mówię: „Lecz ja nie znałam tego świętego, nie prosiłam go o pomoc wtedy, ale tylko TERAZ czuję, że to on”. Ksiądz nadal (też poczuł?) twierdził: "Tak, to On", i podsunął tę propozycję spisania, co też spróbowałam uczynić najpierw mailowo do osób, które ufają Bogu i Jego znakom... że Bóg Jest.
Obecność świętych w moich życiu jest nie tylko ta. Doświadczyłam świadectwa obecności świętych wielokrotnie (nazwanych, wyniesionych na ołtarze, ale również takich nienazwanych, którzy zmarli w opinii świętości). Od kilku lat zbieram swoje świadectwa i chcę zebrać w książkę (zapewne za kilka lat dopiero, bo teraz brak czasu), książkę o świętych obcowaniu!
Z Panem Bogiem!